Ile trwa wybudzanie ze śpiączki farmakologicznej? Zazwyczaj zaledwie kilkanaście minut od czasu odłączenia pompy infuzyjnej – tyle czasu potrzebuje organizm pacjenta, by zacząć przestawiać się na samodzielne funkcjonowanie. Nie ma przy tym znaczenia to, jak długo chory pozostawał w stanie nieświadomości.
Prawie rok chodziłam z objawami, ale wzbraniałam się przed jakimkolwiek leczeniem. Słyszałam w głowie czyjeś myśli, miałam wrażenie, że ktoś przekazuje mi je na odległość, widziałam obrazy. Po pierwszym ataku w szpitalu spędziłam 3 miesiące. W trakcie pobytu zdiagnozowano u mnie psychozę urojeniowo-depresyjną. Miałam 19 lat - w ramach naszej poświęconej zdrowiu psychicznemu #NOTJUSTAMOOD, Monika opowiada o życiu ze schizofrenią i pięciu pobytach w szpitalach psychiatrycznych. Rozmawiamy, bo wiem, że masz za sobą kilka pobytów w szpitalu psychiatrycznym. Z czym się zmagasz? Monika: Od 10 lat choruję na schizofrenię paranoidalną. To choroba ludzi młodych, pierwszy epizod psychotyczny zazwyczaj pojawia się przed 20. rokiem życia. Ja miałam 19 lat. Na czym polega epizod psychotyczny? Epizod psychotyczny charakteryzuje się tym, że objawy psychozy występują przez dłuższy okres czasu. To mogą być sytuacje wytwórcze, które są nadprodukcją mózgu: głosy, halucynacje, urojenia i zawładnięcia albo przejęcia, gdy ma się poczucie, że ktoś zawładnął naszymi myślami i kieruje nami. W moim przypadku były to najczęściej urojenia - gdy szłam ulicą myślałam, że inni mają złe myśli na mój temat, słyszałam ich krytyczne głosy. Pamiętam prawie każdy z epizodów, choć w ich trakcie nie mam kontroli nad mózgiem, to on jednak gdzieś te urojenia przechowuje. To rozproszone sceny, nie tworzą spójnego filmu, to raczej jak sen na jawie, który nie tworzy spójnej historii. To coś podobnego do fantazji? Tylko, że psychoza pojawia się bez naszej woli, nie mamy nad nią kontroli, nie da się tego odsunąć i wrócić do rzeczywistości. Schizofrenia paranoidalna objawia się tym, że mózg jest całkowicie owładnięty i nie panujemy nad życiem codziennym. Do tego dochodzą objawy typowe dla depresji - wycofanie z życia, spadek energii, anhedonia. Miałaś 19 lat, gdy nastąpił pierwszy epizod, zauważyłaś wcześniej coś niepokojącego? Czy to było całkowite zaskoczenie? Choroba spadła na mnie nagle. Prawie rok chodziłam z objawami, wzbraniałam się przed jakimkolwiek leczeniem. Słyszałam w głowie czyjeś myśli, miałam wrażenie, że ktoś przekazuje mi je na odległość, widziałam obrazy, które początkowo traktowałam jak jasnowidzenie, próbowałam je interpretować w taki magiczny sposób. Po prostu nie chciałam przyznać, że jestem chora. Mama widziała, że żyję w innym, fantastycznym świecie i zaprowadziła mnie do psychologa, a ten od razu do psychiatry. W szpitalu spędziłam 3 miesiące. W trakcie pobytu zdiagnozowano u mnie psychozę urojeniowo-depresyjną. Miałam 19 lat. Co się robi w szpitalu, gdy się ma 19 lat? To samo, co robi się, gdy ma się lat 30. Uczestniczy się w zajęciach, chodzi na terapię indywidualną i grupową, jest wspólne rysowanie, na którego kanwie opowiada się swoje historie i dzięki którym lekarze i psycholodzy próbują wydobyć możliwe źródła lęków czy urojeń. Jest oczywiście grupa lekarzy, którzy obserwują pacjenta i dobierają leki na podstawie rozmów z nim - dzieje się wszystko, co ma prowadzić do wyzdrowienia. W terapii w szpitalu uczymy się od nowa panować nad emocjami, to przypomina naukę chodzenia, żeby być w stanie zrozumieć, co dzieje się w środku i być w stanie adekwatnie zareagować w przyszłości. Jak wygląda przykładowy dzień w szpitalu psychiatrycznym? Część dnia jest zorganizowana - są zajęcia, terapie itd., a część nie i wtedy nie ma lekarzy, są tylko pielęgniarki, dyżurny i pacjenci, ten czas też jest cenny, bo wtedy tworzą się między chorymi interakcje. Niektórzy są w lepszym, inni w gorszym stanie, ci którzy mogą starają się pomóc tym, którzy przeżywają większe kryzysy. Te rozmowy pomagają czasem bardziej niż rozmowy z lekarzami. To ważna część pobytu w szpitalu. Poza tym każdy ma swoje zainteresowania: ktoś próbuje czytać, o ile leki nie odbierają możliwości poznawczych, ktoś słucha muzyki, jest stół do ping-ponga, robi się to, co można robić w budynku zamkniętym. Można wyjść na spacer? Jest kilka trybów wyjść. Zazwyczaj na początku jest się w zamknięciu kilka dni albo nawet tygodni (podczas ostatniego epizodu w zamknięciu spędziłam miesiąc), potem dostaje się przydzielonego pacjenta, z którym się wychodzi, potem można wyjść z osobą towarzyszącą, a w końcu, gdy stan jest dobry, można wychodzić samemu poza godzinami zajęć. Co to znaczy być w zamknięciu? Można mieć kontakt z innymi pacjentami, bo to nie jest izolatka, którą stosuje się w krytycznych przypadkach, ale nie można wyjść poza oddział. Do dyspozycji są pokój, stołówka, świetlica. Izolatka wydaje się przygnębiającym miejscem. Nie, to takie filmowe wyobrażenie. Podczas jednego z późniejszych epizodów sama błagałam o izolatkę. Do szpitala przywieziono mnie w nocy, dostałam silny zastrzyk, byłam pod wpływem stresu oraz halucynowałam... chciałam być w odosobnieniu, żeby nie słyszeć odgłosów innych ludzi. Niestety, akurat w tym szpitalu nie było izolatki. Jak wraca się do normalnego życia po 3 miesiącach w szpitalu psychiatrycznym? Po wyjściu ze szpitala można jeszcze jakiś czas dobrowolnie przychodzić na oddział dzienny. Podczas mojego pierwszego pobytu nie chciałam skorzystać z tej opcji, chciałam jak najszybciej zająć się studiami, wrócić do swojego życia. Wtedy wydawało mi się jeszcze, że to możliwe. Co jest najtrudniejsze w powrocie do życia poza szpitalem? Jak powiedzieć innym co działo się ze mną przez cały ten czas, jak nawiązać utracone już trochę znajomości, jak wytłumaczyć swoje dziwne zachowanie wcześniej - ja nie byłam w stanie się z tym zmierzyć. Diagnoza mnie przytłoczyła, a po wyjściu ze szpitala wciąż miałam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. Nie rozumiałam choroby i lekarze nie potrafili udzielić mi satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie skąd się bierze, dlaczego choruję na schizofrenię i co dalej mogę z nią zrobić. Jedyną pewną rzeczą są leki (które co prawda stabilizują mnie, ale jednocześnie odbierają część osobowości) i społeczny stygmat, a to mało pocieszająca perspektywa. Byłaś przygotowana na następne epizody? Absolutnie nie byłam gotowa na to, że choroba wróci z taką siłą. Miałam bardzo dobre rokowania i być może choroba dałaby mi odetchnąć, gdyby nie tragiczna śmierć mojej mamy. To stało się miesiąc po moim wyjściu ze szpitala, gdy byłam jeszcze w depresji po psychotycznej, czyli na etapie, w którym na nowo, ale bardziej świadomie, przeżywa się epizod. Kiedy mama zginęła, natychmiast wróciłam do szpitala, żeby na nowo ustawić leki i otrzymać wsparcie. Być może jej wypadek był czynnikiem, który wyzwolił kolejne epizody? Jestem zła na los, że tak się stało. Wspomniałaś, że kolejne epizody były jeszcze trudniejsze, dlaczego? To uczucie porównałabym do wybuchu bomby w mózgu. Nagle uświadomiłam sobie, że wszystko, co było na swoim miejscu, już tam nie jest. Uaktywnia się wyobraźnia, ale nie ma się nad nią kontroli. W czasie takiego ataku potrafię myśleć, że jestem jednocześnie szatanem i bogiem, mogę zachować się irracjonalnie i gwałtownie. Ostatni epizod psychotyczny miał miejsce rok temu, mówiłaś, że hospitalizacja po nim była wyjątkowo trudna, że chciałaś, by zamknięto cię w izolatce. Rok temu, gdy nie byłam jeszcze w pełni pogodzona z chorobą i tym, że muszę być pod stałą opieką, przez 3 miesiące nie brałam leków, do tego doszło trochę używek i to wszystko spowodowało, że mój mózg przestał działać sprawnie. Byłam na Rynku w Krakowie, gdy całkowicie straciłam nad sobą kontrolę. Nie pamiętam, co dokładnie zaszło, ale jakiś człowiek sprowokował mnie do agresywnego działania. Mam takie przebłyski, że pytam ludzi o różne rzeczy, oni mnie ignorują, a potem leżę z twarzą w kostce brukowej, pluję śliną i krwią, a na koniec karetka w asyście policji odstawia mnie do szpitala psychiatrycznego. Ponoć rzucałam talerzami, obraziłam funkcjonariusza, ale ja tego totalnie nie pamiętam. W szpitalu dostałam silne leki, które zbijają te objawy wytwórcze. Przez miesiąc nie wypuszczano mnie z budynku i nic nie pamiętam z tego czasu. Odstawiłaś leki, bo czułaś, że ich nie potrzebujesz i poradzisz sobie bez nich? Odstawiałam leki, bo czułam, że za bardzo zmieniają moją osobowość i mają negatywny wpływ na moją tożsamość. Po lekach czułam, że nie jestem sobą, co może brzmieć dziwnie, bo przecież w psychozie też nie jestem sobą. Rozgraniczenie co jest mną, a co nie to głównym problem schizofrenii. Teraz jestem już absolutnie pewna, że bez względu na wszystko muszę brać je regularnie. Dzięki decyzji szpitala mogę przyjmować leki raz w miesiącu w formie iniekcji. Zastrzyk uwalnia się w organizmie przez 30 dni i nie muszę pamiętać, by o konkretnej godzinie przyjmować tabletkę (jeśli zapomnę, chemia w organizmie działa już inaczej). Przerwy z lekami nie są praktykowane, a jeśli już to trzeba to uzgadniać z lekarzem, dziś już to wiem. Udało ci się pogodzić się z chorobą? Chyba nie da się do końca z nią pogodzić, ale 5 lat temu zrobiłam coming out na Facebooku. Uznałam, że opisanie choroby ułatwi mi komunikację z ludźmi. Objawy były wykańczające i nie chciałam się więcej z nich tłumaczyć. Czułam, że potrzebuję wsparcia i nie byłam już w stanie udźwignąć tego ciężaru sama. Mama odeszła, a ojciec nigdy nie pogodził się z tym, że jestem chora i do dziś obwinia mnie za objawy schizofrenii. Gdy na etapie manii pod wpływem głosów wzięłam kredyty, ojciec skwitował to słowami: “Trzeba było tych głosów po prostu nie słuchać”. Nie rozumie i nie chce przyjąć do wiadomości, że nie mam nad tym kontroli. Mój ojciec konfrontuje się ze zbiorowym wyobrażeniom tej choroby, nie ma do mnie zaufania. Poniekąd to rozumiem, bo przecież czasem moim życiem rządzą urojenia, więc gdy jestem zdrowa on nie wie czy fantazjuję czy nie. Nie wie, jak to odróżnić. Od dłuższego czasu nie mamy ze sobą kontaktu, ale dzięki terapii wiem już, że jego stosunek do mojej choroby nie jest moim problemem. Ja muszę sobie radzić z chorobą i utrzymywaniem dobrego stanu. Na szczęście wokół mnie są ludzie, którzy mają więcej empatii. Wspominałaś, że w jednym z epizodów wzięłaś kredyty. Jak to się stało? To było w ataku manii, kupiłam całkowicie zbędne rzeczy, które potem musiałam i tak wyrzucić… Mania pojawiła się po próbie samobójczej, próbowałam się zabić biorąc bardzo dużo tabletek. Przeżyłam, ale te tabletki bardzo mnie zdestabilizowały. Dlaczego chciałaś odebrać sobie życie? Bo byłam zmęczona walką, bo nie wiedziałam czy w moim życiu wydarzy się jeszcze cokolwiek pozytywnego, a właściwie to nie wierzyłam, że ktoś lub coś jeszcze jest w stanie mi pomóc. Wydawało mi się, że nigdy już nie będę w stanie żyć, normalnie pracować, być w związku. W tej chwili zawiesiłam te marzenia o idealnym spełnieniu w tych dziedzinach, żyję z dnia na dzień, staram się coś zdziałać. To blokuje swobodę zawierania nowych znajomości? Tak, jestem sparaliżowana strachem i na razie na pewno nie wejdę w żaden związek, bo kiedy powiedzieć drugiej osobie, że ma się schizofrenię? Na pierwszej czy na drugiej randce? Czy lepiej na początku znajomości nie mówić wcale? To zbyt istotna sprawa, by ją zignorować. Ktoś nie musi chcieć mierzyć się z chorobą, której ciężar ja niosę całe życie. Część ludzi ma dobre intencje i na początku jest przekonana, że udźwignie sytuację, ale życie to weryfikuje i po epizodzie jednak znikają i nie ma z nimi kontaktu. Nigdy nie wiem, jak kto się zachowa, gdy pojawi się choroba. Masz znajomych, którzy także zmagają się z chorobą? Tak, poznałam takie osoby w czasie hospitalizacji. To ogromne wsparcie mieć kogoś, kto mierzy się z podobnymi problemami. Podstawą tej choroby i jej odczuwania jest brak zaufania do ludzi, którzy nie rozumieją chorobowego świata. Schizofrenia jest - bardzo trudną - częścią mojej tożsamości i świadomość, że ktoś przeżywa podobne kryzysy zbliża. Na podstawie twojego doświadczenia powstała sztuka teatralna. Tomasz Węgorzewski, który bardzo wspierał mnie w czasie ostatniego epizodu, wyreżyserował sztukę, luźno inspirowaną moim stanem, pod tytułem “Psychoza”. Jestem pod wrażeniem, że ktoś potrafił podejść do tego z taką wrażliwością, oddać te schizofreniczne stany i stworzyć z tego przekaz zrozumiały dla szerszego grona odbiorców. Dzięki temu spektaklowi zdrowi będą mogli łatwiej sobie wyobrazić przez co przechodzą chorzy. Co chciałabyś powiedzieć osobom, które odpychają myśl, że są chore? Żeby obserwować siebie i zaufać, że cierpienie można przerwać, ale trzeba zaufać psychologom i psychiatrom. Dobrze poprowadzona terapia i leki są pierwszym krokiem do dobrostanu, do względnego spokoju. Chciałabym zaapelować, szczególnie do młodych ludzi, by dbali o siebie, nie przejmowali się komentarzami innych i poszli na konsultację, jeśli coś ich niepokoi. #NOTJUSTAMOOD W Noizz chcemy wyraźnie powiedzieć, że depresja to poważny temat, którego nie można ignorować. Przez następne miesiące będziemy rozmawiać z ekspertami oraz osobami cierpiącymi na depresję. Będziemy publikować wywiady oraz osobiste historie ludzi z Polski, Niemiec, Słowacji, Serbii i Węgier, czyli krajów, w których jesteśmy obecni. Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, opisać swoje doświadczenia ze zmaganiami z depresją lub opisać historię znajomego, napisz na notjustamood@ lub opisz swoją historię w social mediach pod hasztagiem #notjustamood. * Jeśli czujesz, że jesteś w ciężkiej sytuacji i potrzebujesz porozmawiać z psychologiem, nie czekaj i porozmawiaj ze specjalistą całodobowego Centrum Wsparcia: 800 70 2222. Numer jest bezpłatny. Możesz również wysłać maila lub porozmawiać na chacie. Jeśli jesteś dzieckiem zadzwoń pod (również bezpłatny i anonimowy) numer przeznaczony dla nieletnich: 116 111.
Po kliknięciu w nie możesz zapoznać się z ofertą na konkretny produkt – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji i jej niezależność. O 134 proc. zwiększyła się liczba prób samobójczych podejmowanych przez dzieci i młodzież w grupie wiekowej 13-18 lat między 2013 a 2020 r. - wg danych Policji
Witam. Ile minimum powinien trwać pobyt w szpitalu osoby po nieudanej próbie samobójczej? Mój znajomu został przewieziony karetką bezpośrednio ze szpitala i wyraził zgodę na hospitalizację w szpitalu psychiatrycznym, a po 3 tygodniach lekarz uznał że już może zostać wypisany do domu. Po powrocie powtórzył próbę. Czy nie za wcześnie został wypuszczony? KOBIETA, 42 LAT ponad rok temu Psychiatria Myśli samobójcze Prawa pacjenta
prężeń. W drugiej dobie leczenia po odzyskaniu przytomno - ści pacjent wykazujący kontakt logiczny bez ubytków neuro - logicznych został skierowany i przewieziony do szpitalnego oddziału psychiatrycznego w celu obserwacji psychiatrycznej po próbie samobójczej. Rycina 3. Wynik badania tomografii komputerowej głowy bez wzmocnienia
Próba samobójcza może stanowić przesłankę do zamknięcia w zakładzie psychiatrycznym na podstawie art. 23 (dotyczy osób chorych psychicznie) i 24 (dotyczy osób, co, do których podejrzewa się chorobę psychiczną) ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Aby zostać przyjętym do szpitala psychiatrycznego po próbie samobójczej bez zgody pacjenta muszą zostać spełnione ściśle określone w ustawie o ochronie zdrowia psychicznego przesłanki tj: pacjent jest osobą chorą psychiczną jego dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że z powodu tej choroby zagraża bezpośrednio własnemu życiu. Warunkiem przyjęcia do szpitala psychiatrycznego osoby chorej psychicznie bez wyrażonej przez nią zgody jest wcześniejsze rozpoznanie u niej choroby psychicznej. Następnie lekarz musi stwierdzić, że u pacjenta występuje stan zagrożenia bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób odnosić się będzie do dwóch podstawowych sytuacji: myśli, tendencji i czynów samobójczych oraz zachowań agresywnych, w tym autoagresywnych. Nie mniej jednak osoba, której dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że z powodu zaburzeń psychicznych zagraża bezpośrednio swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób, a zachodzą wątpliwości, czy jest ona chora psychicznie, może być przyjęta bez zgody do szpitala w celu wyjaśnienia tych wątpliwości. W tym wypadku pobyt w szpitalu psychiatrycznym nie może trwać dłużej niż 10 dni (art. 24§2 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego). Celem przyjęcia do szpitala jest więc obserwacja osoby, której zachowanie wskazuje na możliwość występowania u niej choroby psychicznej zagrażającej bezpośrednio jej życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób, i w konsekwencji stwierdzenie, czy jest to osoba chora psychicznie czy nie. W obu przypadkach postanawia o tym lekarz po osobistym zbadaniu pacjenta i zasięgnięciu w miarę możliwości opinii drugiego lekarza psychiatry albo psychologa. Lekarz ten jest obowiązany wyjaśnić choremu przyczyny przyjęcia do szpitala bez zgody i poinformować go o jego prawach. Przyjęcie do szpitala psychiatrycznego wymaga zatwierdzenia przez ordynatora (lekarza kierującego oddziałem) w ciągu 48 godzin od chwili przyjęcia. Kierownik szpitala zawiadamia o powyższym sąd opiekuńczy miejsca siedziby szpitala w ciągu 72 godzin od chwili przyjęcia (art. 23 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego).
Aby zostać przyjętym do szpitala psychiatrycznego po próbie samobójczej bez zgody pacjenta muszą zostać spełnione ściśle określone w ustawie o ochronie zdrowia psychicznego przesłanki tj: pacjent jest osobą chorą psychiczną jego dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że z powodu tej choroby zagraża bezpośrednio własnemu życiu.

Najlepsza odpowiedź EKSPERTnorka1616 odpowiedział(a) o 01:36: Mnie ściągali z mostu, aby było oryginalniej, byłam wtedy z przyjacielem, który również miał zamiar skoczyć i wyglądało to tak że przyjechała policja, która wezwała pogotowie, które potem rozwiozło nas do szpitali psychiatrycznych. Przyjaciela do psychiatryka dla dorosłych bo przekroczył już magiczną granicę 18 lat, a mnie dla młodzieży, bo miałam 17 lat. A pobyt? Jak przyjeżdżasz do szpitala, to miałam rozmowę z lekarzem dyżurującym, potem dają papiery do podpisania czy zgadzasz się na pobyt czy nie. Uwaga - nawet jak się nie zgodzisz to i tak mają obowiązek po próbie S cię zatrzymać min 10 dni. Jeśli się nie zgodzisz i nie podpiszesz papierów w praktyce możesz siedzieć w zamknięciu dłużej niż jeśli będziesz robić to co ci każą i odpowiednio sprytnie będziesz starał się o wypis od razu po 10 dniach. Skomplikowana sprawa, ale takie mamy prawo, ustawa o ochronie zdrowia psychicznego czy jakoś tam. Oczywiście była też rozmowa z rodzicami itd. Na rozmowie wypytywali mnie dlaczego, kim był kolega, skąd miałam takie rzeczy przy sobie jakie miałam - no i stałam się pewną zagadką, która później znowu do nich powróciła, ale lepiej się nie wyróżniać, bo siedzisz dłużej :) Oczywiście była wizyta w pokoju pielęgniarek, założyli mi opatrunek na rękę, kazali wyjąć sznurówki z butów, sznurki z bluzy, paski i wszystko na czym mógłbyś się powiesić. Zabrali mi właściwie wszystko, telefon też, dali jakieś prochy na uspokojenie, po których spałam z kilkanaście godzin i tyle. Rano pobudka, wysłali mnie na rozmowę z lekarzem prowadzącym i tak siedziałam sobie 11 dni aż udało mi się wyprosić wypis. Nic szczególnego, szkoda życia na szpitale, o ile nie jest to konieczne. To taka umieralnia, która jest przesiąknięta chyba jeszcze większym cierpieniem niż standardowy, zwykły szpital. Nie polecam, ale jak trzeba, czasem jest to jedyne wyjście. Mi szpital pomógł jedynie w tym że nauczyłam się doceniać takie drobne elementy w życiu, w sumie mi nie pomogli ale troszkę zmienili myślenie. Odczułam to jeszcze bardziej przy drugim pobycie i uwierz, po 2 miesiącach jedzenia kotletów plastikową łyżką czy tego, że nie jesteś w stanie wyjść na spacer czy pójść gdzie chcesz bo Cię trzymają jest powodem dla którego zaczynasz doceniać wolność :D Przynajmniej ja tak to odczułam, cieszyłam się z tego, że nikt nie wmawia mi co jest dla mnie najlepsze, że mogę sama o sobie decydować. Więc nie taki szpital straszny, choć jeśli nie masz realnego powodu aby tam być, naprawdę nie warto. Odpowiedzi Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub

Rehabilitacja poudarowa ma trzy fazy – wczesną, późną i ambulatoryjną. Czas rehabilitacji po udarze mózgu w lżejszych przypadkach trwa od 6 tygodni do pół roku. W tych cięższych kilka lat, a nawet do końca życia. W procesie rehabilitacyjnym niezwykle istotne okazuje się zakładanie krótkoterminowych celów, przede wszystkim o "Obserwuję kryzys relacji: rodzinnej, rówieśniczej" - mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dr Aleksandra Lewandowska, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w szpitalu psychiatrycznym w Łodzi. "Oczywiście mamy tempo życia, teraz jeszcze nałożyła się nam pandemia, ale bardzo często obserwujemy u naszych pacjentów lat 7 czy lat kilkanaście różne obciążenia - i kiedy te dzieci nie mają wystarczającej uwagi - czy to w swoich domach, rodzinach, (…) domach dziecka czy w pogotowiu opiekuńczym, w przedszkolu czy w szkole - to problem niezauważony narasta. (…) Najmłodsze dziecko, które trafiło do nas na oddział po próbie samobójczej, miało 8 lat" - zaznaczyła ekspertka. Odnosząc się do sytuacji psychiatrii dzieci i młodzieży w dobie pandemii koronawirusa, dr Lewandowska zaznaczyła: "Mniejsza jest liczba pacjentów przyjmowanych na hospitalizację w trybie planowym - ze względu chociażby na epidemię. (...) Natomiast obserwujemy bardzo duży wzrost zapotrzebowania na opiekę w zakresie poradni zdrowia psychicznego: porady, interwencje kryzysowe. (...) Interwencji poradnianych jest jeszcze więcej, niż było przed pandemią". Pytana o skuteczność teleporad w psychiatrii dzieci i młodzieży ekspertka wskazała na dwa aspekty: "Pacjenci mają różne warunki lokalowe, (...) mają trudność kontaktów przez komunikatory czy przez telefon z obawy, że jednak ktoś z domowników usłyszy rozmowę - oni absolutnie oczekiwali na możliwość wizyty na miejscu. Ale obserwuję też korzyść dla pacjentów i rodzin, którzy przybywali do nas z odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów: bardzo często była trudność, żeby zapewnić im systematyczną opiekę (...), a w tym momencie ze względu na porady online taka możliwość istnieje". Komentując kondycję psychiatrii dzieci i młodzieży w Polsce, dr Lewandowska przyznała, że nie może powiedzieć, że sytuacja nie jest już katastrofalna. "W momencie, kiedy w życie miała wchodzić reforma, nad którą pracował zespół wielu ekspertów, sytuacja pandemii pokrzyżowała plany. Powiedziałabym, że nie jest teraz łatwiej, ale trudniej. Reforma w pewnym sensie stanęła w miejscu" - zaznaczyła. W internetowej części rozmowy dodała natomiast: "Nie mogę powiedzieć, że nic się nie dzieje, ale ponieważ przyglądanie się problemowi psychiatrii dziecięcej trwa od niedawna, trudno oczekiwać, że nagle, w tak krótkim czasie, osiągniemy nie wiadomo jakie efekty". Marcin Zaborski pytał ekspertkę również o to, od czego należałoby zacząć zmiany w psychiatrii najmłodszych, by zwiększyć liczbę psychiatrów dziecięcych. "Można by zacząć od systemu kształcenia. Psychiatrii dziecięcej w trakcie studiów medycznych jest niewiele. Niektóre uczelnie w ogóle nie mają zajęć z obszaru psychiatrii dziecięco-młodzieżowej, więc studenci w trakcie kształcenia nie zawsze mają szansę zapoznania się z taką dziedziną jak psychiatria dziecięco-młodzieżowa" - zauważyła dr Aleksandra Lewandowska. Marcin Zaborski, RMF FM: Jest z nami ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w łódzkim szpitalu im. Babińskiego, dr Aleksandra Lewandowska. Dzień dobry. Dr Aleksandra Lewandowska: Witam państwa serdecznie. Już wiele miesięcy temu Rzecznik Praw Dziecka alarmował, że mamy zapaść w psychiatrii dzieci i młodzieży. Rzecznik Praw Obywatelskich mówił, że trzeba krzyczeć o psychiatrii dziecięcej w Polsce. Czy dzisiaj, po wielu miesiącach od tamtych apeli, może pani powiedzieć, że sytuacja nie jest już katastrofalna? Panie redaktorze, nie mogę tak powiedzieć. Głos osób, o których pan mówi, był dla nas bardzo ważny, głos innych osób, które są zaangażowane w zmiany prawne w zakresie leczenia psychiatrycznego dzieci i młodzieży... W ostatnich przynajmniej 2 latach bardzo wiele się w tym obszarze działo. Pamiętajmy o tym, że w momencie, kiedy w życie miała wchodzić reforma, nad którą pracował zespół wielu ekspertów, sytuacja pandemii pokrzyżowała plany. Powiedziałabym, że teraz nie jest łatwiej, ale trudniej i reforma stanęła w pewnym sensie w miejscu. Spróbujmy się przyjrzeć temu, jak to teraz wygląda tak naprawdę. Ile łóżek ma pani choćby dzisiaj wolnych na swoim oddziale dla młodych pacjentów? Zgodnie z kontraktem, jaki mamy zawarty z Narodowym Funduszem Zdrowia, w tej chwili mamy 6 łóżek wolnych. To wynika niewątpliwie z sytuacji pandemii. Rodzice boją się, nawet jeśli są wskazania do hospitalizacji psychiatrycznej, mają bardzo wiele obaw, jeśli oczywiście nie ma stanu zagrożenia życia dla dziecka czy nastolatka, żeby zdecydować się na taką hospitalizację, chociażby z tego względu, że pobyty małoletnich pacjentów w oddziałach psychiatrycznych to są pobyty długoterminowe. Wynoszą nawet kilka tygodni czy kilka miesięcy. W sytuacji, kiedy mamy ze względu na pandemię wstrzymane odwiedziny czy przepustki do domu, jest to emocjonalnie trudna sytuacja dla pacjentów, dla rodzin, ale również dla personelu medycznego. Pytam o te łóżka, dlatego że jeszcze przed pandemią słyszeliśmy o tym, że obłożenie na szpitalnych oddziałach psychiatrii dzieci młodzieży sięga często 150-165%. To znaczy, że dzieciaki leżą nie na łóżkach, tylko często na materacach na podłodze albo na łóżkach polowych, często po próbach samobójczych. Nadal takich pacjentów przyjmujemy do oddziału. Na pewno jest mniejsza liczba pacjentów przyjmowana do hospitalizacji w trybie planowym, tak jak mówię, ze względu chociażby na epidemię i różne sytuacje, które w tym obszarze się pojawiają w oddziale. Obserwujemy bardzo duży wzrost zapotrzebowania na opiekę w zakresie poradni zdrowia psychicznego, porady, interwencje kryzysowe i mimo że zaczęła się pandemia i był taki okres na początku, gdzie były ze względu na lockdown wstrzymane wizyty na miejscu to ja mówiłam o tym otwarcie, przepraszam za kolokwializm, że poradnia pękała w szwach. Psychoterapeuci i również lekarze nie zaprzestali swojej działalności. Zostały też uruchomione telefony interwencyjne. Trudno powiedzieć, że te siły się przełożyły czy przeniosły na poradnię, ale na pewno interwencji poradnianych jest jeszcze więcej, niż było przed pandemią. Ale telemedycyna, takie teleporady w psychiatrii dzieci i młodzieży czy w psychoterapii to jest coś, co się sprawdza? Ja obserwuję taką dwutorowość, panie redaktorze. Z jednej strony mamy grupę pacjentów, głównie chodzi o nastolatków, też pamiętajmy, że nasi pacjenci mają różne warunki lokalowe, gdzie z różnych względów mają trudność kontaktu przez komunikatory czy przez telefon z obawy, że ktoś z domowników będzie słyszał rozmowę i absolutnie oczekiwali na możliwość wizyty na miejscu. Obserwuję korzyść z teleporad dla pacjentów i rodzin, którzy przybywali do nas z odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów. Bardzo często była trudność, żeby zapewnić im systematyczną opiekę, chociażby psychoterapeutyczną w takich setingach raz w tygodniu. W tym momencie, ze względu na porady online, taka możliwość istnieje. Pacjenci, rodziny, które mieszkają daleko , w małych miejscowościach, bardzo chętnie i z entuzjazmem korzystają z takiej możliwości. Najwyższa Izba Kontroli prześwietliła już wcześniej to, jak wygląda psychiatria dzieci i młodzieży w naszym kraju. W swoim raporcie NIK zwraca uwagę że Polska jest w czołówce Europy pod względem liczby samobójstw. Liczba samobójstw, liczba zamachów samobójczych wśród małoletnich w wieku 7-18 lat rośnie z roku na rok - tak pisze NIK. Dlaczego tak się dzieje? Czasu by mi nie starczyło, gdybym miała o wszystkim powiedzieć. Może skupię się na trzech ważnych obszarach. Oczywiście, my obserwujemy w takiej swojej codzienności zawodowej wzrastającą liczbę małoletnich pacjentów dokonujących różnych zachowań autodestruktywnych, autoagresywnych, w tym niestety tych podejmujących próby samobójcze. Zawsze mówię o tym, że to jest wierzchołek góry lodowej. Kryzys psychiatrii dziecięco-młodzieżowej to jest też wierzchołek góry lodowej. Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu głębiej, analizując podstawę tego wierzchołka. Co pani znajduje, zaglądając głębiej? Dlaczego dzieciaki w Polsce decydują się na takie skrajne ruchy? One nie zawsze kończą się końcem życia, ale jednak tych przypadków jest bardzo dużo. Panie redaktorze, obserwuję kryzys relacji. To jest kryzys w relacji rodzinnej, kryzys w relacji rówieśniczej. Oczywiście, mamy tempo życia, jeszcze do tego teraz się nam nałożyła pandemia, ale bardzo często ze względu na różne obciążenia także, które obserwujemy u naszych pacjentów lat 7 czy lat kilkanaście... Kiedy te dzieci nie mają wystarczającej uwagi: czy to w swoich domach, środowiskach domowych, w rodzinach czy miejscach, w których przebywają - mamy różnych pacjentów, z domów dziecka czy z pogotowia opiekuńczego - kiedy nie ma tej uważności wystarczającej w przedszkolu czy w szkole, to oczywiście nie powiem nic odkrywczego, że problem, który nie jest zauważony, tylko narasta w czasie. Ja szeroko o tym mówię, że bardzo często dzieci i nastolatkowie, którzy trafiają do oddziału w kryzysie, po próbach samobójczych, jak analizujemy poszczególny etap rozwojowy u takiego dziecka czy nastolatka to okazuje się, że były okresy w życiu tego dziecka, gdzie można było udzielić pomocy, adekwatnej pomocy dużo wcześniej. Ile mają dzieci, które trafiają do pani na oddział w Łodzi, w pani szpitalu, po próbie samobójczej - te najmłodsze? Najmłodsze dziecko u nas w oddziale, to była próba podjęta, ale uratowane zostało dziecko, miało 8 lat. . 239 522 90 379 726 182 734 270

ile trwa pobyt w szpitalu psychiatrycznym po próbie samobójczej